Zarys biografii Konrada Bielskiego

 Zarys biografii Konrada Bielskiego

Zrealizowano w ramach stypendium  z budżetu Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego

 

Konrad Bielski urodził się 11 stycznia 1902 w Piatydniach na Wołyniu jako najstarszy syn Tadeusza i Bronisławy z Iżyckich. Do wybuchu I wojny światowej mieszkał z rodziną pod Włodzimierzem Wołyńskim. Naukę pobierał w domu po polsku, rodzice nie chcieli posyłać syna do szkoły rosyjskiej, uczyła go ciotka. Corocznie, późną wiosną, składał egzamin w Szkole Lubelskiej, ostatni zdał w 1914 roku.[1]

Szkołę Lubelską założono po strajku szkolnym 6 września 1906 roku. Była jedną z trzech szkół prywatnych w Lublinie, które powstały po rewolucji, ale jeszcze
w okresie niewoli. Utrzymywana była ofiarnym wysiłkiem społeczeństwa i odegrała doniosłą rolę nie tylko w krzewieniu oświaty, ale także w rozbudzaniu patriotyzmu
i tożsamości narodowej wśród młodzieży. Przy szkole działały ideowo-wychowawcze organizacje, takie jak: Harcerstwo, Organizacja Młodzieży Narodowej Szkół Średnich, która składała się z OMN oraz organizacji kierowniczej „Przyszłość” („Pet”), Wojskowa Kadra Szkolna i Polska Organizacja Wojskowa, które budziły ducha niepodległości, oporu i walki czynnej. Wśród uczniów tej szkoły byli harcerze, legioniści, peowiacy i kadrowiacy; ponad stu pięćdziesięciu wychowanków brało udział w wojnie 1920 roku, wielu służyło także w formacjach przyfrontowych. W walkach legionowych i w czasie wojny z bolszewikami trzydziestu dwóch uczniów poniosło śmierć.[2] Absolwentami tej szkoły byli także dwaj bracia Konrada Bielskiego; jego przyjaciel i późniejszy współtwórca szopek politycznych, harcerz, legionista i peowiak Jan Arnsztajn, syn poetki Franciszki Arnsztajnowej; starszy brat Józefa Czechowicza, Stanisław, również legionista i peowiak; cytowany w tej pracy Czesław Bobrowski, kadrowiak i peowiak; współtwórca Związku Literatów w Lublinie, teoretyk literatury
dr Feliks Araszkiewicz, który był nauczycielem w tej szkole, a później wizytatorem Kuratorium Okręgu Szkolnego Lubelskiego, również harcerz i peowiak oraz Stanisław Magierki, harcerz, późniejszy zastępca Szefa Biura Informacji i Propagandy Okręgu Lubelskiego Armii Krajowej, wszechstronnie uzdolniony, autor wielu piosenek partyzanckich, miedzy innymi: Kołysanki leśnej, Serca w plecaku. Wszyscy wyżej wymienieni znacząco wpisali się w życie kulturalne i historię Lublina.

Szkoła od września 1934 roku zmieniła nazwę na Prywatna Męska Szkoła Średnia Ogólnokształcąca im. Stefana Batorego, a od 4 stycznia 1935 na Prywatne Męskie Gimnazjum im. Stefana Batorego w Lublinie.[3]

W latach 1907-1930 dyrektorem tej szkoły był Józef Arlitewicz, matematyk spokrewniony z rodziną Bielskich; cieszył się autorytetem i sympatią zarówno uczniów, którzy nazywali go „Ciołkiem”, od nazwiska słynnego matematyka Erazma, jak
i dorosłych lublinian. Był człowiekiem o wszechstronnych zainteresowaniach, ogromnym poczuciu humoru i niepospolitej wiedzy, Konrad Bielski w swoich wspomnieniach nazywa go „chodzącą encyklopedią”, a tamte lata i Lublin wzruszająco wspomina:

Były to najsilniejsze wrażenia i przeżycia mego dzieciństwa związane oczywiście z Lublinem. Moja dokładna i szczegółowa znajomość miasta, pamiątek
i zabytków, ulic i zaułków, a także jego historii, datuje się od tych czasów. Ówczesny Lublin był miastem ładnym, lecz bardzo cichym i nieruchomym. Posiadał olbrzymie
i bogate zaplecze rolnicze i minimalny, na tym zapleczu oparty, przemysł. Śliczne stare miasto, zaczątek nowego i duże, brudne przedmieścia, zamieszkałe przeważnie przez biedotę polską i żydowską. Kilkanaście okazałych starożytnych kościołów, teatr, dwie kawiarnie, które przetrwały do dnia dzisiejszego, i zmieniwszy jeno nazwę są nadal ulubionym miejscem spotkań lubliniaków.

Tak, ale dla mnie, chłopca przybyłego z dalekich kresów, był to ekstrakt wielkomiejskości. Wszystko mi się podobało, wszystko mnie ciekawiło. Skoro po pomyślnie zdanym egzaminie i otrzymaniu świadectwa rozpoczęła się „część nieoficjalna”, rozkoszy miałem co niemiara. A więc czekolada i lody w cukierni Rutkowskiego, lokalu, w którym do dziś dnia piję kawę i spotykam się ze znajomymi,
a później pasjonujące zwiedzanie miasta. Ponieważ miałem uprzednio przygotowanie
w postaci książek, nie
darowałem niczemu. Wszystko chciałem zobaczyć i poznać. Było o czym całą zimę opowiadać w domu młodszym braciom i w ogóle każdemu, kto chciał słuchać.[4]

W 1915 roku Bielscy, po pożarze domu, przenieśli się do Żytomierza, tam Konrad rozpoczął naukę w Gimnazjum Macierzy Polskiej im. Tadeusza Czackiego.
O tym, jak trudne było życie, a nawet zachowanie go w tych czasach, Konrad Bielski pisze: W roku 1919 miałem lat 17, mieszkałem wraz z rodziną w Żytomierzu. Ukraina podówczas przypominała krater wulkanu. Ewolucja, kontrrewolucja, bitwy i rzezie, prześladowania i pogromy, ciągła zmiana scenerii walki o władzę. Jak w potwornym kalejdoskopie (…). Celem wszystkich było wydostać się ze stale oblężonego miasta,
z kraju objętego pożogą wojny domowej, do wolnej już Polski. Nie było to ani proste ani łatwe. Od swoich odgradzała nas linia frontu
(…) w mieście panował głód.
W samym sercu mlekiem i miodem płynącej Ukrainy nie mieliśmy co jeść.

Na koniec przyszła potworna epidemia, hiszpanka o niesłychanej zjadliwości. Ludzie marli codziennie setkami. (…)  Pierwszy i jedyny raz w moim życiu widziałem obrazy i sceny jak ze średniowiecznych sztychów, z czasów morowej zarazy. Nocne pogrzeby we wspólnych dołach, zwłoki przeważnie bez trumien, półnagie, zeszpecone. Niektóre domy całkowicie wymarłe, z zabitymi oknami, drzwiami. Potajemne modły
– obiaty i zaklęcia. Płacze, zawodzenie, lamenty. Byli oczywiście tacy, którzy słyszeli na własne uszy wyjące na cmentarzach siromachy
.[5]

Konrad Bielski także zachorował na hiszpankę, którą szczęśliwie przeszedł. Podczas rekonwalescencji odczuwał wzmożony apetyt, którego nie mógł zaspokoić
z powodu braku żywności. Wspomina, że śniły mu się po nocach wysuszone skórki chleba, nieosiągalny przysmak.[6] Handlował z braćmi w okolicznych wsiach wymieniając bieliznę pościelową, serwety, chusty na produkty spożywcze. Taki handel był zakazany, uważany za spekulację i surowo karany. Jednak, aby utrzymać siebie
i bliskich, Konrad z braćmi często narażał życie, przedzierając się o świcie do wsi,
a nocami wracając do miasta z towarem, od którego zależało życie rodziny.

Żytomierz w 1919 roku znajdował się pod władzą radziecką, ale wokoło utrzymywały się jeszcze oddziały kontrrewolucyjne Petlury, Konowalca, Machny, Sokołowskiego, które niekiedy opanowywały całe miasta. Podczas przechodzenia miejscowości pod kolejną „władzę” odbywały się rzezie i pogromy. W czasie zdobywania Żytomierza przez petlurowców, w ciągu jednej doby wymordowano przeszło pięć tysięcy Żydów, na których polowano jak na dzikie zwierzęta. Nikt nie był pewny swego życia i nikt nie wiedział, co jeszcze nastąpi. Żyliśmy nadzieją, że najbliższe dni przyniosą pewną stabilizację i ułatwią nam powrót do Kraju[7], pisze we wspomnieniach.

Z powodu burzliwych wydarzeń, które wówczas ogarnęły Ukrainę
i narastającego niebezpieczeństwa, Bielscy w 1919 roku postanowili repatriować się do Polski. Podróż była długa i uciążliwa. Jechali okrężnymi i po kilkunastu dniach wyczerpani fizycznie i psychicznie dojechali do ostatniej stacji ukraińskiej, Szepietówki, gdzie kazano im czekać na polski transport wojskowy. Pociąg polski nie przyjechał. Uchodźcy, wykorzystując nieuwagę ukraińskich kolejarzy, wykradli cztery wagony, które zmuszeni byli pchać własnymi siłami przez dwadzieścia cztery kilometry do polskiej stacji w Sławutach. Na granicy zostali ostrzelani, a następnie zatrzymani przez Wojsko Polskie. Po krótkim odpoczynku, wielu zabiegach i sporach z wojskiem, które nie chciało udzielić uchodźcom pomocy, rodzina Bielskich wyruszyła pociągiem do Kowla.

Powrót do ojczyzny nie był wzniosłym przeżyciem dla siedemnastoletniego Konrada, wojskowi nie przypominali wyśnionych ułanów księcia Józefa, raczej operetkę „Manewry jesienne”. A uchodźców trudy i niebezpieczeństwa długotrwałej podróży przez dzikie pola ukształtowały w bandę dziadów i obszarpańców, zmęczonych fizycznie i wyczerpanych nerwowo do ostateczności. Tak opisuje swoje wrażenia: gdy wracam do tych dni, które przeżywaliśmy w pierwszym zetknięciu z niepodległym państwem polskim, ustawicznie kojarzą się analogie z „Przedwiośniem” Żromskiego. Wprawdzie wśród nas nie było starego Baryki, który by rozbudził naszą i tak podatną fantazję w kierunku wizji szklanych domów, ani ta odzyskana Ojczyzna nie była tak niedostępna i daleka. Kilka rzek wołyńskich w owym czasie stanowiło przeszkodę trudną do pokonania, ale wieści choć skąpe i niedokładne z tamtego brzegu dochodziły. Jednak mimo to, uczuciem, które nas wszystkich bez wyjątku opanowało, było rozczarowanie. Co tu dużo gadać. Każdy sobie tę ojczyznę wymarzył po swojemu. Starsi według wieszczów i przepowiedni, młodzi nieco inaczej, ale też fantazyjnie i nieco baśniowo. A tu konfrontacja z rzeczywistością biła nas ustawicznie jak pałą po głowie.[8]

Tę dramatyczną podróż do Lublina na początku jesieni rodzina przerwała na jakiś czas i zatrzymała się we Włodzimierzu. Wówczas rodzice postanowili wysłać Konrada do stryja, który był rejentem, mieszkał w Chełmie przy ulicy Brzeskiej
5 i miał pomóc w przyjęciu bratanka do tutejszego Gimnazjum im. Stefana Czarnieckiego. Rok szkolny już trwał od trzech miesięcy i dyrektor szkoły, Wiktor Ambroziewicz nie chciał uznać świadectwa ukończenia przez Bielskiego sześciu klas
w gimnazjum żytomierskim. Nie chciał także dopuścić Konrada do egzaminów sprawdzających jego wiadomości. Po odwołaniu się do Ministerstwa Oświaty
i wykorzystaniu różnych koneksji, Bielskiego dopuszczono do egzaminów w ciągu tygodnia. Jednak, mimo oczytania, pierwszy egzamin z języka polskiego nie powiódł się. Konrad Bielski wspomina, iż spodziewał się uzyskania najwyższej oceny
i olśnienia swoją wiedzą nauczyciela. Jednak polonista dr Ludwik Kamykowski na podstawie analizy wiersza Mickiewicza Już się z pogodnych niebios oćma zdarła smutna niefortunnie przeprowadzonej przez speszonego niewybrednymi dowcipami egzaminatora na swój temat Bielskiego, wykazał wobec całej klasy jego ignorancję
i niewiedzę.[9]

Rodzina nie rezygnowała, wystąpiono o ponowny egzamin w trybie komisyjnym. Wówczas Bielski poznał Kazimierza Andrzeja Jaworskiego, który miał być jego korepetytorem i przygotowywać go do egzaminu z języka polskiego,
a którego matka, doktorowa Jaworska, była częstym gościem w domu stryjostwa. Spotkanie to Bielski tak zapamiętał: zgłosił się do nas młodzieniec blady, szczupły,
w binoklach. Na mnie spoglądał z góry, jak na uczniaka patrzy zazwyczaj student i to
w dodatku poeta. Rozmowa nasza obracała się w kręgu programu szkolnego i mego niefortunnego egzaminu. O literaturze współczesnej, zwłaszcza o poezji, nie mówiliśmy zupełnie, wcale mu się nie przyznałem, że też piszę wiersze.
(…) Nie przeczuwałem wówczas, iż drogi nasze niejednokrotnie się zejdą, że łączyć nas będzie długoletnia przyjaźń i wspólna praca.[10]

Konrad Bielski zdał egzaminy z kilku przedmiotów, ale tuż przed końcowym egzaminem komisyjnym matka zabrała go do Lublina, gdzie zdał pomyślnie egzamin do innej szkoły, z języka polskiego otrzymał ocenę celującą. W 1919 r. rozpoczął naukę w siódmej klasie Państwowego Gimnazjum im. Stanisława Staszica w Lublinie, które ukończył w 1921 roku.

Szkoła im. S. Staszica była najstarszą szkołą polską w Lublinie. Założycielem jej i długoletnim dyrektorem był Gracjan Chmielewski. O tej szkole Bielski pisze ciepło, że miała opinię najbardziej demokratycznej, głównie z powodu dobrego serca jej dyrektora, który był tolerancyjny, chętnie zwalniał uczniów z czesnego i przyjmował tych, których nie chciano w innych miejscach. Kiedy Konrad Bielski zaczynał tam naukę Gracjan Chmielewski przeszedł na emeryturę, przekazując szkołę odrodzonemu państwu polskiemu, niedługo potem zmarł, a nowym dyrektorem został Wiktor Strzembosz.[11]

Bielski w szkole nie czuł się dobrze. Z rówieśnikami nie mógł znaleźć wspólnego języka. Przeżył wojnę i rewolucję, niejednokrotnie ocierał się o śmierć, poznał głód i ciężką fizyczną pracę, przyjechał jakby z innej rzeczywistości, w której błahe i nieważne były problemy, które dotykały kolegów szkolnych. To wyobcowanie potęgowały jeszcze trudne warunki mieszkaniowe. Mieszkał u znajomych dalszej rodziny, starszych ludzi o dziwacznych nawykach, chodził nieustannie głodny. Poczucie tymczasowości, samotności i wszelkiego rodzaju niedogodności sprawiały, że młody Konrad znajdował pociechę w czytaniu książek i pisaniu wierszy.

W tym czasie otrzymał zaproszenie na zebranie inaugurujące wydawanie pisma szkolnego. Tam też po raz pierwszy publicznie przedstawił swoje wiersze, które bardzo spodobały się rówieśnikom. Poznał wówczas Czesława Bobrowskiego i Wacława Gralewskiego, z którym odtąd połączyły go przyjaźń i zainteresowania literackie.

Pismo powstało z inicjatywy Organizacji Młodzieży Narodowej, nosiło tytuł „Młodzież”.

Zarówno Konrad Bielski, jak i Czesław Bobrowski zaznaczają we wspomnieniach, że nie miało znaczenia, kim byli ludzie, którzy zaprosili ich do tworzenia pisma oraz że OMN, przynajmniej w Lublinie, nie była organizacją skupiającą narodowców i związaną z endecją. Bielski pisze: była to organizacja stworzona przez ludzi z tak zwanego obozu legionowego i jednoczyła młodzież
o poglądach zdecydowanie liberalnych i postępowych
, wręcz wrogo ustosunkowanych do endecji.[12]

Podobnie Czesław Bobrowski pisze, że Organizacja Młodzieży Narodowej  dzisiejszemu czytelnikowi (…) kojarzy się z endecją, w tej fazie jednak [około1920 r.] organizacja ta, która w toku swego istnienia ulegała wielu przemianom, była związana
z nurtem niepodległościowym i postępowym. Kółka i podkówka OMN stanowiły sporą siatkę ogniw samokształceniowych i
(…) były jedyną tego typu organizacją uczniowską
w Lublinie. Nie stanowiła jednak OMN czynnika różnicującego politycznie młodzież szkolną – w większym stopniu czynnikiem takim był stosunek do POW, ale właściwie papierkiem lakmusowym, pozwalającym zorientować się w tendencjach nurtujących środowisko uczniowskie były dyskusje…literackie. Bohaterem młodzieży postępowej był oczywiście Żeromski, konserwatywnej i klerykalnej – Sienkiewicz
.[13]

„Młodzież” jako pismo uczniów szkół średnich była ewenementem, ponieważ władze szkolne nie powołały jej do życia i nie miały najmniejszego wpływu na treści, które zawierała. Wręcz przeciwnie, nawet reprezentowała kierunek wyraźnie krytyczny
i opozycyjny w stosunku do pedagogów.

Bobrowski wspomina, że powstanie pisma zostało niewątpliwie zdecydowane na wyższym szczeblu. Ktoś przekazał na to fundusze i ponosił odpowiedzialność wobec władz jako wydawca. Natomiast w redagowaniu pozostawiono młodym absolutną swobodę i nawet redaktorem miał być uczeń.[14] A skoro nie było kontroli i cenzury, uczniowie redagujący pismo dali upust swoim poglądom i temperamentom.

Pierwszy numer redagował Wacław Gralewski, który uczył się w „szkole realnej”, czyli Gimnazjum Państwowym im. Jana Hetmana Zamoyskiego, które założył w 1915 roku jezuita Kazimierz Gostyński. Dość oschle wspomina K. Bielski przyszłego błogosławionego Kościoła katolickiego: Ksiądz Gostyński miał zdaje się ciche nadzieje uczynić ze swej uczelni drugi Chyrów. Aż do końca stosunki jego z młodzieżą były poprawne, ale niezbyt serdeczne.[15]

Po ukazaniu się „Młodzieży” Gralewski został wezwany przez dyrektora Gostyńskiego, który oburzony wymową pisma i postawą moralną jego redaktora, zagroził usunięciem go ze szkoły. Wobec powyższego redakcją drugiego numeru zajął się Bielski. Jednak w kilka dni po wydrukowaniu drugiego numeru i on znalazł się przed obliczem swojego dyrektora. Tak to wydarzenie wspomina: Dyrektor Strzembosz trzymał w ręku nieszczęsną „Młodzież” i patrzył z wyraźnym niesmakiem to na mnie, to na zadrukowane kartki. Po długim milczeniu odezwał się w te słowa: „Ostatecznie nie mam nic przeciw temu, że Bielski pisze wiersze, nawet profesorowie Bocheński
i Zengteler znajdują w nich jakieś nikłe ślady talentu, może kiedyś wyrobisz się
i będziesz poetą, w co ja osobiście wątpię. Nigdy się jednak nie zgodzę na te brednie, które tutaj wypisujecie, a przede wszystkim, żeby je podpisywał uczeń naszego gimnazjum, jako jakiś redaktor”
.[16] Ponadto dyrektor poradził mu zerwanie wszelkich kontaktów z kolegami i także zagroził wyrzuceniem ze szkoły.

Do komitetu redakcyjnego „Młodzieży” należeli między innymi: bracia Pliszczyńscy, Czesław i Stanisław oraz Czesław Bobrowski, który w ocenie Bielskiego był niezwykle inteligentny, oczytany, dowcipny, miał ostre i złośliwe pióro. W swych artykułach już nie krytykował, lecz pouczał belfrów. W szkole zasłynął jako zjadliwy krytyk Krasińskiego. Na klasówce, omawiając twórczość tego poety, ocenił ją jako grafomańską i nic nie wartą. Poza tym sytuacja społeczna jego matki, działaczki postępowej, znanej i cenionej lekarki, dawała nadzieje, że ewentualne represje będą mniej dotkliwe niż byłyby w stosunku do pierwszych redaktorów. Ponadto był on uczniem Szkoły Lubelskiej, której dyrektorem był spolegliwy Józef Arlitewicz i którego córka, Wanda Młodożeńcowa, w tym samym czasie była związana z krakowskim futurystami. Wybór wydawał się oczywisty, redaktorem trzeciego numeru został Czesław Bobrowski. Jednak, po ukazaniu się tego numeru, również Bobrowski otrzymał wyraźną, negatywną opinię dyrektora Arlitewicza. Kiedy sprawą zainteresowało się kuratorium, postanowiono przeczekać i czwartego numeru nie wydawać w roku szkolnym 1919/1920.[17]

Wiosną 1920 roku Konrad Bielski spędzał ferie wielkanocne w Lubomlu, gdzie zatrzymali się jego rodzice. Mieszkali w małym domku, który jednocześnie był siedzibą miejscowego starosty. Ojciec Konrada był wówczas bardzo chory. Konrad wracał do Lublina pełen najgorszych przeczuć i lęku o przyszłość swoją i rodziny. Gdyby doszło do śmierci ojca, jego rodzina zostałaby bez domu i środków do życia.

Po zakończeniu roku szkolnego młodsi bracia wyjechali do stryja, do Kraśnika, natomiast Konrada wysłano do Włodzimierza, do ciotki, najmłodszej siostry matki
i jednocześnie nauczycielki rodzeństwa Bielskich z dzieciństwa. Już w Kowlu Bielski obserwował nienaturalne zakłócenia ruchu pociągów, zdenerwowanie kolejarzy i dużą liczbę patroli wojskowych. Do Włodzimierza przeszedł pieszo. Ciotka uczyła
w miejscowej szkole i dokształcała dzieci Ledóchowskich, którzy przysyłali jej obfite obiady jako dodatkowe wynagrodzenie. Konrad podjął także pracę. Na polecenie hrabiego Gurowskiego, w utworzonym przez niego urzędzie, spisywał wszelkie straty wojenne poniesione przez miejscową ludność (głównie arystokrację i ziemiaństwo)
i ustalał wysokość odszkodowania, które, według hrabiego, miała zapłacić Ententa. Praca nie była absorbująca, miał dużo wolnego czasu, czytał książki znajdujące się
w bibliotece Gurowskiego, pisał wiersze, spacerował, flirtował z dziewczętami.

Te sielskie wakacje przerwała mu wojna. Z trudem wydostali się z ciotką
z Włodzimierza. Po kilku dniach znaleźli się w Lublinie, Konrad stanął przed komisją poborową i otrzymał kartę powołania do wojska. Wcześniej do Lublina przyjechali także jego rodzice. Stan ojca pogarszał się, a lekarze nie dawali nadziei na poprawę. Zdecydowano o zawiezieniu chorego do Nałęczowa, gdzie stryjostwo mieszkający
w Chełmie, mieli willę. Tam zawiózł Konrad rodziców wynajętą dorożką. Pisze
z goryczą we wspomnieniach: W pustej willi zostawiłem dwoje najbliższych mi ludzi,
z tą pewnością, że o ile nawet sam szczęśliwie wrócę z wojny, to ojca już na pewno nie zastanę
.[18]

Młodych poborowych z całej Polski koncentrowano w Rembertowie, tam trafił nie tylko Konrad Bielski, ale i jego przyjaciel, Wacław Gralewski, który miał już stopień sierżanta. Tutaj przygotowywano młodych ludzi, odbywała się musztra
i szkolenie wojskowe. Gralewski często zwalniał Bielskiego z musztry i wówczas szli do pobliskiej knajpki, w której podawano sznycel „po męsku” z dwoma jajami,
o przedziwnym smaku
, i roztaczała swe uroki kelnerka panna Nacia, zwana przez wszystkich Madelon (…).[19] Bielski nie doczekał się przydziału do szkoły oficerskiej, zgłosił się do Modlina, do 18 pułku artylerii polowej, a stamtąd trafił na front. Tak wspomina wojnę: Dzięki prostemu przypadkowi dostałem się do pułku, który był bez przerwy w pierwszej linii bojowej. Brałem więc i ja w tych bojach udział, aż do samego końca. Byłem bardzo młodym chłopcem. Moje uprzednie wyszkolenie w tej dziedzinie to była lektura Przyborowskiego, Gąsiorowskiego, a przede wszystkim „Trylogii”. Tu zobaczyłem wojnę od podszewki, odartą z literackich romantycznych upiększeń
– brutalne i nagie rzemiosło zabijania
.[20]

Zdemobilizowany w maleńkiej osadzie Kożangródek na Polesiu, wrócił do Lublina. Przypadkowo spotkany na ulicy młodszy brat zaprowadził go do małego, dwupokojowego mieszkania przy ulicy Początkowkiej (dzisiaj S. Staszica), gdzie zamieszkała matka z braćmi. Ojciec już nie żył. Było im ciężko, matka pracowała
w biurze wojskowym, a Konrad pomagał jej w utrzymaniu rodziny, udzielając korepetycji. Wrócił także do nauki w Gimnazjum im. Stanisława Staszica. W 1921 roku ukończył je i otrzymał świadectwo maturalne. Rodzina przeniosła się także do ładniejszego i wygodniejszego mieszkania.

Konrad Bielski mile wspomina wakacje po maturze, które spędził w Kraśniku, gdzie jeden z młodszych braci ojca miał aptekę. Pisał wiersze, pracował przy przyjmowaniu drewna w miejscowym tartaku, zwiedził Kazimierz Dolny. Prawdopodobnie w tym czasie w Bielskim obudziło się zauroczenie miasteczkiem nad Wisłą, które trwało przez całe jego życie. Po wakacjach rozpoczął studia prawnicze
w Uniwersytecie Lubelskim, późniejszym Katolickim Uniwersytecie Lubelskim.

Konrad Bielski ciepło wspomina swoich wykładowców i lata studenckie, chociaż zajęty pracą zarobkową na salach wykładowych bywał rzadko, najczęściej po wpis do indeksu. Z tych samych przyczyn nie brał czynnego udziału w życiu koleżeńskim Uniwersytetu[21]. Jednak we wspomnieniach przybliża sylwetki kilku bliskich sobie kolegów z roku. Jednym z nich był Stefan Wolski, który odgrywał dużą rolę w Młodzieży Wszechpolskiej, był doskonałym mówcą, odważny i napastliwy,
o żywym intelekcie i bujnym temperamencie, znany był z licznych spraw honorowych
i pojedynków. W czasie okupacji hitlerowskiej pełnił wysoką funkcję w Armii Krajowej. Według Bielskiego został on zbyt ostro opisany przez Jerzego Putramenta
w pamiętnikach i powieści Rzeczywistość.[22]

Najserdeczniejsza więź łączyła go ze Stanisławem Czechowiczem, starszym bratem Józefa, późniejszego poety. Wiązało ich wiele, nie tylko wspólne studia prawnicze. Do egzaminów uczyli się razem, mieli podobne poczucie humoru, wiele wspólnych zainteresowań, w towarzystwie skupiali na sobie uwagę, utrzymywali siebie i pomagali utrzymywać swoje rodziny z udzielanych korepetycji, a przede wszystkim łączyło ich wspólne zamiłowanie do literatury. Przyjaźń niestety nie trwała długo, Stanisław Czechowicz zmarł na gruźlicę 12 marca 1925 roku, miesiąc i sześć dni przed skończeniem 26 lat. Bielski przyjaźnił się także z Andrzejem Modrzewskim, utalentowanym muzycznie synem znanego lubelskiego prawnika. Po śmierci Czechowicza związał się z nim bliżej, razem uczyli się i udzielali towarzysko.

W 1921 roku Konrad Bielski spędzał pierwsze studenckie wakacje na krasnostawskiej wsi, pracując w polu. Wówczas otrzymał zaproszenie od Wacława Gralewskiego do uczestniczenia w nowym przedsięwzięciu literackim, jakim było wydawanie pisma „Lucifer”. Wysłał dwa wiersze: Politykę i Dytyramb szatański. Po powrocie do Lublina dowiedział się, że pismo miało być miesięcznikiem literackim, nie miało sprecyzowanego programu ani manifestu artystycznego. Jego pomysłodawców
i redaktorów, oprócz Gralewskiego, nie znał osobiście. Prym w tej grupie wodziła córka dyrektora szkoły żeńskiej Dziewanna Włodarska i jej narzeczony, późniejszy mąż, Jan Nałęcz-Lipka, wszyscy byli studentami Uniwersytetu Lubelskiego. Pierwszy numer, który podpisywała Włodarska jako redaktor odpowiedzialny, ze względu na treści obrażające uczucia religijne został skonfiskowany. Wybuchł skandal, który przysporzył sławy redaktorom i autorom tekstów. Wkrótce ukazał się drugi i zarazem ostatni numer „Lucifera”. Bielski i Gralewski już nie uczestniczyli w jego przygotowaniu. Niedługo ci, którzy tworzyli pismo powyjeżdżali z Lublina lub przestali pisać.

Gralewski i Bielski zaczęli podejmować wysiłki ku skupieniu ludzi o literackich zainteresowaniach. W Lublinie, oprócz wymienionych wyżej Czesław Bobrowskiego
i Stanisława Czechowicza, studiował na tym samym uniwersytecie Kazimierz Andrzej Jaworski, pisała jeszcze Franciszka Arnsztajnowa i Antoni Madej, sławny był Tadeusz Bocheński, który często organizował wieczory autorskie.

W tym czasie Konrad Bielski i jego młodzi przyjaciele zaczęli uczestniczyć
w sympozjach i zebraniach towarzyskich organizowanych przez intelektualistów
o wszechstronnych zainteresowaniach. Grono to tworzyli Henryk Elzenberg, Stefan Srebrny, Zygmunt Mysłakowski i Mieczysław Popławski oraz Karol Husarski.
O zebraniach tych pisze Bielski, że obfitowały w niecodzienne atrakcje artystyczne
i intelektualne, profesor Srebrny czytał swe przekłady z poezji greckiej, Husarski nowe wiersze i swoje tłumaczenia. Popławski posiadał patefon i kolekcję znakomitych zagranicznych płyt. Natomiast Mysłakowski, prócz zalet swego intelektu, szlachetne wino. Wszyscy zachwycali się twórczością Aleksandra Błoka.[23]

Latem 1922 r. Stanisław Czechowicz przedstawił Bielskiemu i Gralewskiemu swojego brata Józefa, który przychodził do Bielskiego na wspólne czytanie Błoka,
a później stopniowo stał się nieodłącznym członkiem ich grupy.

Młodzi dużym zainteresowaniem darzyli również teatr, w którym od 1920 roku starali się bywać często.

Teatr Lubelski był spółką cywilną, po odzyskaniu niepodległości przekazany został Zarządowi Miasta. Miasto nie posiadało funduszy na prowadzenie tak dużej instytucji. W 1921 r. Magistrat Lubelski wykupił gmach teatralny i wydzierżawiał teatr przedsiębiorcom, którzy ponosili ryzyko utrzymywania „świątyni sztuki”
i jednocześnie dbali o intratność przedsięwzięcia. Dzierżawca otrzymywał do dyspozycji cały gmach, a nawet subwencje, w zależności od stanu finansów miejskich, Nie płacił tenuty dzierżawnej, był także zwolniony z miejskiego podatku od widowisk. Artystyczny nadzór nad teatrem sprawował Magistrat, który stworzył w tym celu Komisję Teatralną.

Regulamin Komisji zatwierdziła Rada Miejska 21 września tego roku. Komisję tworzyło kilkunastu członków. Dwie osoby z Magistratu, które pełniły funkcje kierownicze oraz pięć powołanych przez Magistrat: jedna z Senatu Uniwersytetu Lubelskiego, jedna z Ministerstwa wyznań Religijnych i Oświecenia Publicznego oraz trzy osoby z kręgu znawców sztuki scenicznej i estetyki wnętrz. Punkt 3 Regulaminu twierdził, że Komisja może powoływać rzeczoznawców z głosem doradczym. Pozostali członkowie to znani uczeni, literaci, dziennikarze, działacze polityczni. W różnych latach byli to między innymi: Wiktor Hahn, Maurycy Paciorkowicz, Henryk Życzyński, Zygmunt Sobieszczański, Feliks Araszkiewicz, Konrad Bielski, Tadeusz Bocheński, Wacław Gralewski, ksiądz Ludwik Zalewski i Józef Czechowicz. Z kręgu polityków należeli: Jan Turczynowicz, Stefan Choma, Józef Piechota, Stanisław Dylewski. Komisja prowadziła najbardziej ożywioną działalność w latach 1927-1930, wówczas powołano Podkomisję Repertuarową, która opiniowała sztuki rekomendowane przez dyrektora teatru Józefa Grodnickiego w terminie nie mniejszym niż siedem dni przed datą rozpoczęcia prób. W skład Podkomisji wchodzili: Konrad Bielski, przewodniczący, Feliks Araszkiewicz i ksiądz Ludwik Zalewski, członkowie.[24]

Bielski na stronach swojej wspomnieniowej książki przywołuje wybitne role Ludwika Solskiego: Judasza Rostworowskiego, Skąpca Moliera i Fryderyka Wielkiego Nowaczyńskiego.  Pisze, że Teatr Miejski zyskał na znaczeniu, kiedy ówczesny dyrektor Jerzy Sikierzyński sprowadził na scenę lubelską Solskiego i powierzył mu także reżyserię spektakli. Wymienia dyrektora Józefa Grodnickiego, który rok później objął rządy w teatrze i sprawował je przez wiele sezonów, ówczesnych aktorów lubelskich, między innymi: Irenę Horecką, Helenę Bożewską, Honoratę Leszczyńską, Leonię i Feliksa Chmurkowskich, Władysława Lenczewskiego, Romana Wrońskiego, Franciszka Dominiaka, Stanisława Knake-Zawadzkiego, Juliana Łuszczewskiego, Zygmunta Regro oraz występujących gościnnie: Karola Adwentowicza, Stanisławę Wysocką, Lucynę Messal, Bolesława Mierzejewskiego i innych.

W 1923 roku powstał w Lublinie nowy dziennik „Express Lubelski”, w którym Wacław Gralewski otrzymał posadę sekretarza i objął dział recenzji. Ponadto funkcja recenzenta gwarantowała dwa krzesła w drugim rzędzie na każdą premierę teatralną[25], tą wejściówką podzielił się z Bielskim i odtąd nie opuszczali ani jednej premiery. Zwyczajowo po premierze chodzili do restauracji. Najpierw „Pod strzechę”, później do „Europy”, a następnie do „Wiktorii”. W ten sposób zacieśniała się więź towarzyska
z aktorami i bohemą lubelską. Wkrótce Gralewski został redaktorem naczelnym dziennika i na tym stanowisku pozostał aż do wybuchu wojny. Redakcja mieściła się przy ulicy Kościuszki 8, właścicielem i wydawcą był Franciszek Głowiński. Ten lokal stał się także miejscem powstania i redagowania następnego, wspólnego przedsięwzięcia literackiego Gralewskiego i Bielskiego, pisma „Reflektor”.

Pierwszy numer „Reflektora” ukazał się w 1923 roku. Nazwę pisma zaproponował Kazimierz Andrzej Jaworski.[26] Bielski niezbyt pochlebnie oceniał ten numer, który według niego miał charakter eklektyczny, bez oblicza artystycznego, a na swych łamach gromadził prawie wszystkich autorów lubelskich. „Reflektor” wychodził do 1925 roku. Z pismem współdziałali: Kazimierz Andrzej Jaworski, Tadeusz Bocheński, Czesław Bobrowski.

Po pierwszym, wstępnym numerze, powstała grupa literacka o tej samej nazwie, którą tworzyli: Konrad Bielski, Józef Czechowicz, Wacław Gralewski i Stanisław Grędziński. Powołano także przedsięwzięcie wydawnicze, „Bibliotekę Reflektora”. Grupa wydawała i wystawiała na scenie lubelskiej Szopki polityczne „Reflektora”, ukazały się trzy; organizowała wieczory literackie: autorskie i dyskusyjne, które przyniosły jej duży rozgłos.

Również w tym samym roku powstał „Przegląd Lubelsko-Kresowy”, pod redakcją Franciszka Głowińskiego, w którym dodatek literacki redagowali: K. Bielski,
J. Czechowicz i K. A. Jaworski.

W 1925 r. Konrad Bielski ukończył studia prawnicze, egzamin końcowy złożył
w Uniwersytecie Jana Kazimierza we Lwowie i stał się niezależny materialnie. Udzielał dużo korepetycji, zaczął uczyć także łaciny w żeńskiej szkole prywatnej Arciszowej
w zastępstwie chorego Stanisława Czechowicza.

Szkoła żeńska z językiem wykładowym polskim pod kierownictwem Wacławy
z Morzyckich Arciszowej powołana została do życia w 1912 roku (zezwolenie Kuratora Okresu Naukowego Warszawskiego z 11 listopada 1911), mieściła się w wynajętym lokalu przy ul. Krakowskie Przedmieście 70 (róg Szopena), następnie od 1916 r. przy ul. Szopena 9, później przy ul. Radziwiłłowskiej 3. Nauczycielem w tej szkole był Stanisław Czechowicz, natomiast jednym z kierowników (w latach 1923-1927)
dr Julian Krzyżanowski (późniejszy profesor, wybitny historyk literatury).[27]

W tych latach Bielski prowadził także dział sportowy w „Expressie Lubelskim”
i otrzymał pracę w lewicowym tygodniku „Sztandar Ludowy”. Miał tam adiustować teksty wpływające do redakcji, jednak w niedługim czasie okazało się, że zatrudniający chcieli posłużyć się jego nazwiskiem do podpisywania tekstów, których treść wówczas była karalna. Tę pracę dość szybko porzucił. Zaczął również uczyć łaciny w prywatnej szkole Szperowej.[28]

Średnia, ogólnokształcąca szkoła żydowska założona została przez Szymona Szpera w 1916 roku. Były to dwa gimnazja: męskie i żeńskie. Po śmierci założyciela
(w 1919) szkołę prowadziła jego żona, Róża Szperowa. W 1924 r. obie szkoły połączono, tworząc klasy koedukacyjne. Szkoła mieściła się w gmachu przy ulicy Zamojskiej 12. Gimnazjum istniało do 1933.[29]

Bielski uczył w tej szkole kilka lat, jednocześnie od 1926 rozpoczął aplikację
w Sądzie Apelacyjnym w Lublinie. W 1927 ożenił się z Teresą Widaver[30], aktorką teatru „Reduta” o pseudonimie artystycznym Irena Wirska[31], która w życiu codziennym używała imion: Krystyna lub Uta.

Egzamin adwokacki zdał Bielski w 1931 roku i wyjechał z żoną do Krasnegostawu, gdzie otworzył kancelarię adwokacką, przy ul. Pierackiego 4. W tym czasie skupił się na pracy adwokackiej. Bronił Mariana Czuchnowskiego oskarżonego
o podburzanie przeciwko władzy państwowej.[32]

Bronił także komunizującego wówczas poetę Józefa Łobodowskiego, który tak wspomina swojego i Czuchnowskiego obrońcę: Czuchnowski zawadzał o Lublin
w związku z wypadami na wieś krasnostawską i zamojską, na wiece organizowane przez ludowców. Zarabiał na tych wiecach na nowe procesy, więc musiał przyjeżdżać znowu, zawsze, jeśli to zdarzało się w zimie, w chłopskich butach, szlagońskiej (niemal sławuckiej) burce i okrągłej futrzanej czapeczce, dość przypominającej papachy Kozaków kubańskich. W takim oryginalnym przyobleczeniu ściągał na siebie uwagę
i ułatwiał robotę tajniaków i łapsów.

Bronił go niezapomniany Kundzio Bielski, niegdyś poeta z „Reflektora”,
a ówcześnie adwokat, osiadły od kilku już lat w Krasnymstawie. Przedtem tenże Bielski występował wielokrotnie na moich sprawach wynikłych z licznych konfiskat. Na ogół miał szczęśliwą rękę i w ostatecznym wyniku nawet najcięższe sprawy kończyły się nieźle
.[33]

Zaangażowany w prace adwokata Bielski utrzymywał niezbyt częste kontakty
z literatami lubelskimi, głównie z Józefem Czechowiczem, Wacławem Gralewskim, księdzem Ludwikiem Zalewskim; uczestniczył w spotkaniach bibliofilów lubelskich
i powstałego w 1932 roku Związku Literatów w Lublinie.

Lubelskie Towarzystwo Miłośników Książki, które istnieje do dziś, powstało
w 1926 roku. Grono bibliofilów skupiało ludzi oddanych książce, których celem było szerzenie kultury pięknej książki oraz szacunku dla książki dawnej i współczesnej. Najbardziej zasłużonymi członkami byli: ksiądz Ludwik Zalewski (prezes), Ludwik Kamykowski (sekretarz), Feliks Araszkiewicz, Józef Czechowicz, Zygmunt Tołwiński, Franciszek  Raczkowski.  Towarzystwo  organizowało  wystawy  książek  i ekslibrisów,

zebrania otwarte i kameralne, pogadanki, odczyty. Z inicjatywy stowarzyszenia ukazały się cenne wydawnictwa i druki bibliofilskie. Członkowie Towarzystwa tworzą Kapitułę Orderu Białego Kruka.[34]

Bielski współpracował także z „Kameną”, założoną w 1931 przez Kazimierza Andrzeja Jaworskiego w Chełmie; ostatni jego wiersz przed wojną ukazał się w tym piśmie w 1938 roku.

Wojnę i okupację spędził w Lublinie i Kraśniku, gdzie pracował w aptece stryja i jak pisze: z biegiem czasu tak się wyćwiczyłem w aptekarskim fachu, że mogłem uchodzić za dyplomowanego magistra.[35]

Miałem tam bazę materialną w postaci domu i apteki mego stryja, powiązania rodzinne (mieszkała tam również moja matka i brat) oraz względne bezpieczeństwo. Gdy w Lublinie łapanki i aresztowania przybierały na sile, a zdarzało się to coraz częściej, wyjeżdżałem do bliskiego Kraśnika. Tam było inaczej. Niemcy, którzy aż do śmieszności bali się chorób i epidemii, specjalnymi względami otaczali lekarzy i apteki. Toteż przy wszelkiego rodzaju szalejących represjach służba zdrowia traktowana była
z pewną względnością
.[36]

W 1944 powrócił do Lublina, podjął pracę zawodową, włączył się
w odtwarzanie środowiska literackiego i działalność społeczną. W każdej z tych dziedzin wyróżniał się osobowością, niekonwencjonalnym sposobem bycia, błyskotliwą inteligencją, pracowitością i erudycją.

24 czerwca 1970 roku Konrad Bielski i lubelski dziennikarz Alojzy Leszek Gzella uczestniczyli w spotkaniu bibliofilów w domu członka Towarzystwa Miłośników Książki, Stefana Wojciechowskiego. Inny dziennikarz lubelski, Mirosław Derecki, wspomina: zjedli tam dobry obiad, porozmawiali o książkach, wypili koniaku. „Kondzio” czuł się znakomicie. Jakby odzyskał dawną radość życia.[37] Wracali taksówką, wysiedli przed domem Konrada Bielskiego, przy ulicy Gabriela Narutowicza 27, kiedy podeszli do bramy Bielski upadł i już nie odzyskał przytomności. Zmarł 25 czerwca 1970 roku w Lublinie, pochowany został na cmentarzu przy ulicy Lipowej (kwatera 13). Na płycie nagrobkowej wyryto błędnie miesiąc jego śmierci, lipiec zamiast czerwiec.

 

 

Jest to jeden z rozdziałów mojej monografii Konrad Bielski 1902-1970. Życie i twórczość.

Zrealizowano w ramach stypendium  z budżetu Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego

 

 


[1] ŁOŚ, Ewa: Konrad Bielski w dziesiątą rocznicę śmierci. Katalog wystawy. Lublin: Muzeum Okręgowe Oddział J. Czechowicza, 1980, s. 5-7.

[2] KUKULSKI, Zygmunt: Słowo wstępne. [In:] KUKULSKI, Zygmunt (red.): Prywatne Męskie Gimnazjum imienia Stefana Batorego („Szkoła Lubelska”) w  XXX-lecie 1906-1936.  Lublin: [s. n]. 1936, s. V; MARCZYŃSKI, Romuald: Wspomnienia z lat 1906-1914 (Organizacje ideowo-wychowawcze młodzieży na terenie „Szkoły Lubelskiej”). Op. cit., s. 103.

[3]GODZISZEWSKI, Władysław, JUSZCZAKOWSKI, Kazimierz: Historia Zakładu (1906-1936). [In:] Prywatne…, op. cit., s. 42.

[4] BIELSKI, Konrad: Most nad czasem. Lublin: Wyd. Lubelskie, 1963, s. 33-35.

[5] Ibidem, s. 5-6.

[6] Ibidem, s. 6.

[7]Ibidem, s. 7.

[8] Ibidem, s. 13-15.

[9]Ibidem, s. 29-30.

[10] Ibidem, s. 31.

[11] Ibidem, s. 37-38.

[12] Ibidem, s. 39-43.

[13] BOBROWSKI, Czesław: Wspomnienia ze stulecia. Lublin: Wyd. Lubelskie, 1985, s. 30.

[14] Ibidem, s. 44.

[15] BIELSKI, K. Most…, op. cit., s. 36.

[16]Ibidem, s. 47.

[17]Ibidem, s. 44-50.

[18]Ibidem, s. 50-57.

[19] Ibidem, s. 57.

[20] Ibidem, s. 62-63.

[21] BIELSKI, K. Most…, op. cit., s. 78.

[22] Tutaj Bielski zaznacza, że w tym czasie mieszkał w Lublinie poeta o tym samym imieniu i nazwisku, autor m.in. opowiadania Ostrokół, nie jego jednak wspomina. Vide: Most nad czasem, s. 80.

[23] BIELSKI, K. Most…, op. cit., s. 106.

[24] KRUK, Stefan: Teatr Miejski w Lublinie 1918-1939. Lublin: Wyd. UMCS, 1997, s. 17-18.

[25] Ibidem, s. 127.

[26] Ibidem, s. 134-135.

[27] KRÓLIKOWSKA, Maria: Szkic dziejów szkoły [In:] Arciszanki swojej przełożonej 1912-1937: 25-lecie Gimnazjum Wacławy Arciszowej w Lublinie. Lublin: [s.n], [ca 1937], s. 9-12.

[28] BIELSKI, K. Most…,op. cit., s.144-150.

[29] KOPCIOWSKI, Adam: Życie kulturalne w dwudziestoleciu międzywojennym [online] Żydzi w Lublinie-Jews in Lublin: przeszłość, teraźniejszość społeczności żydowskiej w Lublinie. [dostęp 15 czerwca 2007]. Dostępny w World Wide Web: htp://www.jews-lublin.pl/?page. id=48.

[30] Współcześni polscy pisarze i badacze literatury: słownik biobibliograficzny. T. 1: A-B. Opracował zespół pod red. Jadwigi Czachowskiej i Alicji Szałagan. Warszawa: Wydaw. Szkolne i Pedagogiczne, 1994, s. 153.

[31] OSIŃSKI, Zbigniew: Pamięć Reduty. Osterwa, Limanowski, Grotowski. Gdańsk: Słowo/Obraz/ Terytoria, 2003, s. 615: Wirska Irena; Uta (Simon, OZR [O zespole Reduty], s. 410: brak danych) aktorka 1926-1927.

[32] ŁOŚ, Ewa. Konrad…, op. cit., s. 10-11.

[33] ŁOBODOWSKI, Józef: O cyganach i katastrofistach (2). „Kultura” 1964 wrzesień, s. 65-66.

 

[34] GAWARECKA, Maria: Lubelscy bibliofile. „Kalendarz Lubelski na rok 1977”. 1977, s. 136-141.

[35] BIELSKI, Konrad: Niewinnemu krzywda się nie stanie [In:] BIELSKI, Konrad: Tajemnica kawiarni
„U Aktorów”.
Lublin: Wyd. Lubelskie, 1970, s.132.

[36] BIELSKI, Konrad: Zamiast epitafium. „Kamena” 1963, R. 30, nr 10, s. 7.

[37] DERECKI, Mirosław. Przypadki „Kondzia”.  „Gazeta w Lublinie” 1994, nr 187, s.3.

 

18 sierpień 2012

 

 

2 komentarze

  1. Szkoda, że autorka – którą znam, cenię i bardzo szanuję – nie wspomniała, że Konrad Bielski w ostatniej klasie maturalnej 1920-1921 był drużynowym I LDH „Błękitnej Jedynki”.

    Patrz: H. i S. Dąbrowscy, Harcerski Lublin 1911-1939, Lublin 2012, s. 39. Wcześniej: S. Dąbrowski, S. Tryczyński, Słownik harcerzy Lubelszczyzny 1911-2001, Lublin 2001, s. 39.

  2. Dziękuję bardzo za wpis i cenną uwagę. Od czasu opublikowania tego fragmentu monografii, stale ja uzupełniam, a do informacji, którą Pan zamieścił już dotarłam,podobnie do innych ważnych i ciekawych, których tutaj nie ma. Mam nadzieję, że książka nareszcie zostanie wydana. Serdecznie pozdrawiam,
    Urszula Gierszon

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *