Piosenka dla Sponsora
Dajcie pieniądze poetom tym duchom zawsze
bez grosza A oni wam za to w podzięce
napiszą donos na życie Nie kładźcie schabu
bez kości i wierszy na jednej szali Słowa
– ich lekkie ptaki krwią skropione lamowane
goryczą – głodnych nie nakarmią i nagich nie
odzieją lecz wypełnią… ogrzeją… ogrzeją
Kupujcie ludzie wiersze gdy chleba wam
brakuje Nie bójcie się słów poety Nie ważne
jest jego nazwisko W czterech ścianach białej
kartki miłość swoją zamyka – to ciało
z jego ciała Dzisiaj sprzedaje siebie na targu
chociaż wolałby rozdawać kruszyny słowa
jak chleb [powszedni lub mannę rozrzucać
U drzwi Twoich stoję i ja Panie Sponsorze
nie wstydzę się swojej prośby Nie jestem
w zakonie żebraczym i nie chcę niczego dla
siebie Twoje pieniądze są bardzo potrzebne
moim wierszom… do życia… do życia
xxx
Jestem Chociaż nadal nie tylko dla siebie Nóż
codzienności nie posiekał mnie W każdej dobie
mięsistej jak czarny chleb jestem taka sama
Z podniesioną głową wchodzę w kręte zaułki
oto moja stopa która lekko ściągnięta
spływa ku ziemi A ona ciepłem oswaja
moje kroki Szepcze: nie bój się idź to mnie nie boli
To moje wyciągnięte dłonie niosą smukłość
palców Dotykam powietrza a ono lekko
muska mi ucho pocałunkiem przyzwolenia
– Śmiało wejdź we mnie – mówi – będziemy jednością
Mijam drzewo a ono nachyla się do mnie
i śpiewa gałęzią: wiem że mnie widzisz Jestem
Czas powoli skubie moje ciało i ja też
rwę jego zakrzywioną mroczna formę jak chleb
Czy tylko oddech?
Ja wieża-baba misternie ułożona
z klocków w bawialni Pana Odlana z formy
jak seryjny produkt Co jest spoiwem mojej
układanki? Na pewno nie wolna wola – o niej
często wolę nie pamiętać Nie dusza – ona
jak piasek w klepsydrze ciała przelewa się
na druga stronę Uleci duch kędy będzie
chciał Co trzyma? Co wiąże atomy tak mocno?
Ogłoszenie matrymonialne
Mam żądło i jad który zabija powoli
lecz przyjemnie Mam oczy jak światła latarni
morskiej na poszarpanym dzikim urwisku
i namiętności pełne brzegi Poszukuję
ciała – naczynia dla swojej otchłani
Kto pierwszy ją uwiódł?
Gdy Bóg lepił kobietę ptaki budziły się
o brzasku Wziął trochę gliny w dłonie przekazał
jej swoje ciepło Zamiast wody użył pereł
– łez oceanu Suszył ją w słońcu zahartował
w ogniu On pierwszy obudził ja pocałunkiem
Czy świadomie?
Miłość – kilka śladów dotknięć blizna na sercu
i palące piętno Czym więc Jego miłość
która czuję wszędzie a idę niepokornie
choć szepcząc: „bądź wola Twoja” przecież godzę się
na wszystko Bij mnie chłoszcz losem zrób ze mną co chcesz
xxx
Wszystko jest w tobie czego pragniesz więcej
co jeszcze masz w sobie dotąd nienazwane że
niepokój i niedosyt gnieżdżą się w twych ustach
jak niesmak po koszmarnym śnie nad ranem Wszystko
jest w tobie więc dlaczego oczy wwiercając się
w głąb nie stępiły swych ostrzy na tyle bezpiecznie
aby nie kaleczyć innych Czy nie wystarczy
że ranią twoje serce – pulsuje boleśnie gdy
dotykają je palce tych co brać potrafią
Wszystko jest w tobie więc czym jest to wszystko
– miarą bólu naczynie wypełnione po brzegi
Niesiesz to brzemię stąpając uważnie aby
nie uronić ani kropli która mogłaby
poplamić Jego szaty lub jak kwas poparzyć
dłonie Kiedy sięgniesz po nią zrób to ostrożnie
Pranie
Tygodnie to są sznury do bielizny na których
rozwieszam po wypraniu strzępy uczuć pasma
jakichś myśli podarte złudzenia dziurawe
przekonania stare wytarte doświadczenia
i poplamione prawdy Później prasuję je
starannie układam w szufladach umysłu
– w komodzie dokonań i używam od nowa
xxx
Kto mnie nauczył budzić w sobie zło i kto mnie
wodzi na pokuszenie? Jak wiele jeszcze prób?
Ile jeszcze bram muszę pokonać? Tę twierdzę
zdobywam sama tak jak upokorzenia
Zamiast dekalogu
Zajrzyj w siebie głęboko
i spójrz w niebo wysoko
znajdziesz Boga żywego
według sumienia swego
xxx
Może kiedyś zdołam jak Piłat umyć ręce
Teraz jestem żywym świadectwem tego czasu
Lady Makbet z drugiego pietra koszmarnego
betonowego bloku – morderczynią swych prawd
Plama krwi nie znika z moich rąk Codziennie
próbuję zmywać ją przekonaniami innych
xxx
To już nie jest ten sam kraj… gdzie kruszynę chleba
podnoszą z ziemi przez uszanowanie dla
darów nieba… Za kraj ten zbyt często wstydzę się
To miejsce jest zatrute lecz jedynym źródłem
Nie mam dokąd odejść wokoło tylko piaski
Krtań wyschła z pragnienia – nie znajduje studni
Tutaj nie słychać nawet krzyku rozpaczy
Dudni on głucho w trzewiach tych szaleńców którzy
wierzą że to jest ich dom i zwą go ojczyzną
Brnę w głąb pustyni coraz głębiej coraz dalej
Tego kraju…tak żal mi… panie Cyprianie
Rozmowa
Cóż Polska jak Polska kraj jak kraj Zawsze taka
była: pijana zawiana i sprzedawana
Zdradzana umierała ożywała – znowu
piła Wielu narodom służyła – nie sobie
Pakty czy ustawy dla mnie nic nie znaczą Niech
je sobie wnoszą i znoszą A kto pieniądze
ma to się uwolni Zrzuci brzemię wyjedzie
daleko i tam już będzie rodakiem całą
gębą Być Polakiem tutaj to bohaterstwo
a strzec orlego gniazda to często męczeństwo
Słodki zamysł
Zanurzyłam cierpki owoc głęboko w wodzie
wyświeconej ideałami Miał być słodki
Często wyjmowałam próbowałam i znowu
zanurzałam – smak się nie zmieniał Dziś wyjęłam
samą pestkę Słodki zamysł na ustach pozostał
xxx
kalafior trzeba blanszować około cztery
minuty porozdzielać różyczki i maczać
w cieście Smażyć na oleju ciasto… Podaję
znajomej przepis przez telefon Dyktuję jej
słowa Wiem jak smakuje kalafior w cieście
i już talerz z daniem jawi się w wyobraźni
Czy najem się tym widokiem? Czy nakłuję
widelcem słowa z przepisu? Tylko wtedy gdy
jem mogę opowiedzieć o zapachu albo
smaku potrawy Za każdym razem inaczej
smakuje A moje słowa? Czy zaspokoję
głód krzykiem zamkniętym w ramki wiersza?
Tam gdzie mieszkam
Tam gdzie mieszkam nigdy nie ma kawioru w sklepach
Często nie ma popytu na ziemniaki Większość
osiedlowców ma swoje warzywa w piwnicy
bo przywieźli je ze swoich prawdziwych domów
Tam gdzie mieszkam w niedzielę zanim dzwony zaczną
bić na Anioł Pański rozlega się stukanie
młotka do kotletów schabowych Pachnie bigos
i rosół a sąsiedzi którzy pobili się
rano – zgodnie pod rękę idą do kościoła
Tam gdzie mieszkam bicie żon to zwykła codzienność
grupy pijaków w bramach – normalnym zwyczajem
Tam gdzie mieszkam poetę nazywają głupcem
a samotna matka jest hańba kobiecości
Tam gdzie mieszkam jest wąwóz w nim szereg garaży
ale nikt nie wie co one właściwie mieszczą
– wszystkie samochody stoją zawsze przed nimi
Dalej dywaniki wyłysiałej trawy Za
nimi wije się ponury wąż blokowiska
Później brudna rzeka nad nią niebieścieje most
którego paskudna barwa dopełnia pejzaż
Opatrzność
Zamyka mnie czule w objęciach swoich ramion
Szepcze: nie bój się przecież zło kiedyś minie
I zaraz czuję w ustach ciepły oddech jutra
Znowu słyszę budzące się nad ranem ptaki
Jest taki zmierzch
Jest taki zmierzch kiedy cisza odwiedza nasze
twarze i dłonie chociaż w sercach żywy ogień
roznieca Aniołowie czeszą swoje skrzydła
Otulają ziemię śnieżnym obrusem puchu
Już słychać dzwonki sań już goście przybywają
Zielone strojne drzewka migotliwym blaskiem
kolędę zwiastują Prowadź nas gwiazdo prowadź
do stajenki – gdzie szelest siana o cudzie
narodzin szepcze Kryształ tego wieczora
napełnijmy mocnym winem wiary i Dobrą
Nowinę jako toast wznieśmy Splećmy
kielichy serc jak ręce A stół wigilijny
niechaj nam opłatkiem i ołtarzem będzie
Figurka
A więc nie wiesz z czego rzeźbiłeś moją postać?
Ociosywanie chłodu z kamienia jest trudne
i zawsze bolesne Z drewna trwałoby krócej
ale tam były soki rosły owoce i liście
Już zapomniałeś że jestem z gliny?
…………..nie stukaj tak mocno we mnie!
Jest takie miejsce
Za tym kręgiem gdzie życie mija mi bezgłośnie
za tym kręgiem spokojnie moje drzewo rośnie
Tylko ja tam wchodzę w ciszy w uniesieniu
wybaczam znajduję zrozumienie i w milczeniu
odnajduję wszystko jakim jest i być może
chociaż tu ukryte jak bruzdy na korze
prawdziwe się wydają gdy ktoś pnia dotyka
lecz są tylko martwą powłoką a sedno umyka
I niczym są mi wtedy wszelkie wichry znoje
tam dopiero jestem tam są usta moje
Jestem zachwycona!!!!!!!!!!!!
Nie umiem znaleźć słów, które by oddały moje uczucia w czasie czytania Twoich wierszy.
Rewelacja – to pierwsze – co mi przychodzi na myśl.
W tak cudowny sposób opisujesz barwy życia, że wirują mi w głowie myśli (a może one wirują w sercu – nie wiem?)
Czuję i widzę Twoje wiersze obrazami, zapachami, dotykam wręcz rzeczy i ludzi w nich zawartych.
Zawirowały mi – jak szalone tańczą w moim wnętrzu! Czuję ich smak – ale ten pozacielesny …. cudownie tak wirować w Twoim świecie.
Dziękuję za cudowny kalejdoskop doznań … i proszę o jeszcze.
Piękne są pani wiersze, zaraiłam się nimi od koleżanki z uczelni, która przyniosła tomik pani wierszy!
Bardzo serdecznie Pani dziękuję, pozdrawiam
„Nie bójcie się słów poety” – artyści często nie lubią, gdy chce im się zaimponować cytatami z ich utworów, jednak wybaczy Pani, zbyt mi się podoba owe wyrażenie, bym miała zachować Wasz przymiot. Nawet podam jeszcze jedno: „wolałby rozdawać kruszyny słowa/jak chleb”. Dziękuję za drobny podarek – okruch Pani słów.
Dziękuję bardzo za miłe słowa. Jeśli chodzi o Ojczyznę, zawsze była i jest moją wartością, jedną z najwyższych. Kim bylibyśmy bez tożsamości narodowej, bez korzeni? Nie odpowiada mi dzisiejsza rzeczywistość – bycie drobiną w zlepku narodów, bez prawa głosu, względnie z pozorami głosu. Oczekiwałam i nadal oczekuję czegoś więcej, przede wszystkim godnego życia w swoim kraju, również godnego wizerunku Polaka w świecie. Chciałabym czuć, że moja ojczyzna dba o mnie jako obywatela, a kolejne rządy – również w moim imieniu – dbają o szeroko pojęte dobro kraju. I myślę, że nie jest to idealizm, tylko niezbywalne prawo obywatela, każdego kraju. Zbyt często dajemy się wciągać w gierki polityczne i zapominamy, że to my – obywatele – jesteśmy suwerenami kolejnych ekip rządzących i zamiast dzielić społeczeństwo na my – masa społeczna i oni – rządzący, powinniśmy więcej od nich wymagać, ba, nawet żądać wywiązywania się z podjętych zobowiązań i mądrości we wszelkich działaniach. Tak, nadal czekam na wolną, mądrze rządzoną (również w moim imieniu), suwerenną Ojczyznę, z której mogłabym być dumna i czułabym jej działania, wspierające mnie jako obywatelkę i moją ojczyznę jako kraj.
Serdecznie Panią pozdrawiam
Poruszające wiersze, takie prawdziwe. To w pełni dojrzała poezja – aż chce się czytać.
Pozdrawiam i życzę więcej takich tomików.
Pozdrawiam
Bardzo serdecznie dziękuję.Pozdrawiam