Grześkowiak. Obszczymurki

Lustro Grześkowiaka

Kazimierz GrześkowiakKazimierz Grześkowiak, zmarły w styczniu 1999 roku tekściarz i piosenkarz kabaretowy, był zjawiskiem niepowtarzalnym. Popularność zdobył w latach siedemdziesiątych, kiedy wraz z Tadeuszem Chyłą i Jackiem Nieżychowskim założył Silną Grupę pod Wezwaniem, której dewizą było motto: Jeśli nie będziesz się śmiać jako te dzieci, nie wejdziesz do królestwa. Piosenki tego tria były znakomitą satyrą, wyśmiewającą mentalność polskiego chłopa. Panny z Cicibora wyróżnione zostały nagrodą za najlepszy debiut w Opolu, Chłop żywemu nie przepuści i Odmieniec zaowocowały główną nagrodą Opola; w kolejnych latach za To nie ważne, czyje co je, ważne to je, co je moje otrzymał Grześkowiak II nagrodę. Pisał i śpiewał również piosenki z tekstami filozoficznymi.

Urodził się w Ostrowie Wielkopolskim w 1941 roku, tam ukończył szkołę podstawową i średnią. Rozpoczął studia w Uniwersytecie im. A. Mickiewicza    w Poznaniu (gramatyka języków perskich), po roku wstąpił do Wyższego Seminarium Duchownego w Poznaniu. Po teologii wybrał filozofię w KUL.

Karierę rozpoczął jeszcze w Seminarium Duchownym, grał na skrzypcach     i fortepianie, później śpiewał Presleya. Jako student KUL brał udział w I Konkursie Piosenkarzy Studenckich w Krakowie, tam zauważono go, jako autora tekstów i zdolnego, o oryginalnym głosie wykonawcę. W Lublinie poznał E. Stachurę, którego teksty również śpiewał. Grał w kilku filmach, najbardziej znany to Rzeczpospolita babska. Występował w kabarecie Pod Egidą.

Z Silną Grupą pod Wezwaniem zjeździł całą Polskę, występował także dla Polonii amerykańskiej. Repertuar zespołu charakteryzował się oryginalnym humorem i swojską sprośnością. Grześkowiak bardzo szybko zbudował niepowtarzalną osobowość estradową. Intensywne występy po całej Polsce, cygański styl bycia i nadużywanie alkoholu wpędziło go w śmiertelny nałóg. Opamiętał się kiedy trafił do szpitala. Rozpoczął walkę z alkoholizmem, którą wygrał. O swoim wyzwoleniu się z nałogu mówił: „…śpiewanie zaczęło mi przeszkadzać w wódzie. W prawie każdym mieście Polski byłem po trzy razy, tak że trawa po mnie nie rośnie. Chałturzyłem, bo za coś trzeba było pić. Było tego z osiem lat. Jak się żęgnałem z wódą, kupiłem sobie dwadzieścia półlitrówek, wypiłem w pięć dni. Zabrali mnie na odtrucie. Wychodząc ze szpitala powiedziałem: dziś koniec, basta. Przestałem pić. Bez żadnych odwykówek i wszywek. Ze swoją naturą, to bym się czuł, jakbym sobie milicjanta wszył pod skórę”. Zwyciężył, nie pił od dwunastu lat. Występował do końca. W grudniu 1998 roku wrócił z trzymiesięcznego tournee po USA. Planował nagranie płyty z lubelskimi bardami.

Lublin uważał za swoje miasto. Na ironię, to Kraków i Teatr STU uświetnił jubileusz Grześkowiaka. Lublin o nim zapomniał. Przez ostatnie l;ata pisał książkę Obszczymurki, skończył ją na krótko przed śmiercią.

Obszczymurki można określić jako powieść biograficzną, ze względu na dostępną czytelnikowi wiedzę o rzeczywistej biografii autora. Brak chronologii, swobodna budowa, jednowątkowa fabuła oraz osadzenie bohatera w bezpośrednio ujawnionej sytuacji narracyjnej, wskazuje na opowieść biograficzną. Siostrzaną formą wydaje się opowiadanie unaoczniające, które konkretyzuje i uplastycznia zdarzenia, ukazując je bezpośrednio w czasie teraźniejszym. Jednak najbliższa Obszczymurkom wydaje mi się powieść autotematyczna, w której intrygę stanowią rojenia autora-bohatera.

Co autor chciałby unaocznić stosując taką formę? K. Grześkowiakowi nie chodziło o to, aby zbudować nastrój dla świata zewnętrznego, przygotować gotowy koktail do wypicia. Wręcz przeciwnie – chciał zmaterializować, przełożyć na zrozumiały, czytelny język wewnętrzne strony psychicznego, fizycznego i moralnego bólu, upojenia alkoholowego i kaca. Zbudować z tego akcję, uzewnętrznić, rozpisać niejako na role strzępy świadomości, bełkot pijacki; wpleśc w to wszystko migawki z życia. Wydaje się to niemożliwe do zrealizowania, ale autor i na tym nie poprzestaje, próbuje zawrzeć w tym całą swoją biografię i światopogląd – aby uzyskać zamierzony efekt zastosował jedną płaszczyznę czasową, a właściwie bezczasowość.

Główny bohater, Bogdan, funkcjonuje właściwie na marginesie czasu, na bocznym torze, ma to również swoją wymowę moralną. Alkoholik nie ma przeszłości i przyszłości, żyje tylko chwilą obecną, a właściwie porusza się w bezczasie, gdzieś w odmiennych stanach świadomości. Jednolita płaszczyzna przestrzeni czasowej pozwala poczuć dramatyzm sytuacji głównego bohatera, jego wewnętrzną i zewnętrzną degenerację, a następnie walkę z samym sobą, próby zachowania resztek intelektualnych zdobyczy, zmiany świadomości, otrzeźwienie i chłodny osąd dokonań. Bohater porusza się na marginesie czasu jaki znamy, ale w głąb i naprzód.

Książka jest podzielona na sześć części, pięć bez tytułu, oznaczone jako rozdziały od I do V i Rozdział VI – Albo baśń przy wycinaniu choinek. Ten podział ma związek z treścią. Pierwszy rozdział to opis bełkotu pijackiego, prawie delirium, następne to procesy dalszej degeneracji, walki i trzeźwienia.

Świat przedstawiony przez autora to świat immanentny, rządzą w nim specyficzne prawa – jak we śnie, jak w filmie. Rzeczywistość w znanym sensie nie istnieje. Świat staje się czysto mentalny – tak jak w praktykach magicznych – pijaństwo wydaje się być rytuałem, koniecznym obrzędem. Metafora przeobraża się w metaforę i tworzy matnię. Częste odniesienia do wspomnień, znanych powiedzonek, zdobytej wiedzy, dowcipnych skojarzeń – wtrącane są na zasadzie próby przebicia kręgu iluzji, powrotu do rzeczywistości, zwyczajności, codzienności. Wszystko płynie jakby sinusoidalną rzeką różnych stanów świadomości. Te próby w następnych rozdziałach stają się coraz bardziej rozpaczliwe, szalone, jakby przekraczały próg człowieczeństwa. Są to próby monologów na temat teorii względności, jakieś zawiłe, jakby metamatematyczne lub sylogistyczne wywody, odniesienia do filozofii, postaci literackich, fragmentów dzieł itp. Sporo realiów politycznych, religijnych, ale przedstawionych karykaturalnie, jakby w krzywym zwierciadle. Autoironia polega tutaj na demaskowaniu sztuczności, miejscami staje się donkiszoterią. Rojenia bohatera i opisywane kolejno zachowania „kolesiów” od wódki, ukazują stopniowo tło, przyczyny degeneracji, problemy socjologiczne, społeczne, ale i barwność pijackiego światka.

Ostatni rozdział opisuje „krainę Delirię”. Jest to ironiczny obraz raju odwróconego, świata – knajpy. „MEGALOPOLIS – knajpa – miasto – państwo: DELIRIA”. Tutaj jest najbardziej widoczny oryginalny humor Grześkowiaka. Groteskowo potraktowany świat jest nie tylko wykrzywionym światem pijaka, jest również Polską, jest każdym krajem, naszą rzeczywistością. Jest poprzez symbolikę i głębię filozoficzną opisem wewnętrznych stanów człowieka, który całe życie walczy nie tylko z alkoholizmem, również z samotnością. Jest tam doktor, którego trzeba utożsamiać z losem, rozsądkiem, wolnym wyborem człowieka; lustro, które jest sumieniem i narzędziem boskim. Fiołkowy Kościej (denaturat) to śmierć; Teologus to pozór, iluzja, cień – w nim jest Bogdan. Stary, który funkcjonuje tutaj jako zwierzchnik, stwórca-ojciec, ale także reżyser i ten, który potrafi „wylustrzyć”. Kaduk – czytający w myślach Bogdana to papuga, ale także – z racji określenia – zaborca opuszczonego mienia, tutaj  w powierzchownym znaczeniu zaborca człowieczeństwa, cielesności Bogdana. Kaduk ma więź telepatyczną z Bogdanem, symbolizuje również to, co Bogdan przyswoił sobie ze świata zewnętrznego, reprezentuje jego instynktowna naturę. Jest także larwa, która jest pokarmem Kaduka, robakiem, dla Bogdana nałogiem. Doktor, Bogdan i Kaduk są jedną osobą, trzema stanami świadomości, coś w rodzaju ego, superego i id z psychoanalizy.

Tak różne postacie muszą istnieć w jednej osobie, żyć w wykrzywionym świecie.

Każda indywidualność jest skazana na wyobcowanie, odstawanie od świata, odrzucenie. Grześkowiak wielokrotnie mówił w wywiadach, że popadł w alkoholizm z „dobrego serca”. Zapraszano go, stawiano i nie mógł odmówić, ponieważ nie chciał odmową nikogo urazić. Bał się również opinii gwiazdy estradowej. Dopóki zachowywał chłodny dystans w stosunku do siebie, mógł jeszcze tworzyć. Kiedy alkohol zaczął dominować i pozostała tylko emocjonalna pustka przestał tworzyć, staczał się, nie miał przyjaciól, opuszczali go kolejno. Wtedy zaczął pić z tymi, którzy tez pili. Kiedy otrzeźwiał zrozumiał, że nie warto było żyć powierzchownie, że wiele zaprzepaścił i że zawsze był sam.

Tak mógłby wyglądać prolog do Obszczymurków, wprowadzenie do biografii Bogdana, który na końcu przyznaje się: „Człowieku, a oczym my…o czym ta twoja pisanina?!(…) Ale co mi z tego rozrywania przyjdzie? Tobie i wam nic… może nikomu nic(…) Może i piłem z innymi, ale zdychałem zawsze sam! BYŁ Z INNYMI, A UMARŁ SAM – możecie mi coś takiego na nagrobku”.

Po lekturze tej książki można sobie zadać pytanie: czy jest to autobiografia pisana tylko na użytek przyjaciół? Czy możliwe jest literackie przedstawienie iluzji, jaką odczuwa alkoholik? Ostatecznie słowo musi coś oznaczać, powieść o czymś opowiadać, inaczej byłaby nonsensem. Istnieje w literaturze powszechnej Moskwa – Pietuszki W. Jedofiejewa, po mistrzowsku opisane delirium, ale jest to koloryzowany obraz literacki. Grześkowiak próbuje opisać zwyczajny pijacki bełkot, ale czytający powinien go raczej odczuć, a nie zobaczyć oczyma wyobraźni. Po przeczytaniu książka powinna wywołać obrzydzenie, coś w rodzaju kaca. Ten efekt wzmacniać ma groteskowy humor    i wulgaryzmy.

Obszczymurki to również swoiste lustro, które przewija się jako symbol od połowy książki. Jest przedmiotem realnym, natomiast postać Bogdana jest przed lustrem, a właściwie żyje jako odbicie w lustrze. I tylko to odbicie, ten Bogdan jest dostrzegalny, przez to staje się realny. To tak, jakby Grześkowiak zostawił nam swój cień – prawdziwy bowiem, do końca nierozpoznany i niezrozumiany podróżuje w innej rzeczywistości, w innej przestrzeni.

8 komentarzy

  1. Witam.
    Zaintrygowała mnie postać Kazimierza Grześkowiaka. Inspiracją była wydana w grudniu ubiegłego roku płyta Kazika Staszewskiego – „Silny Kazik pod Wezwaniem”. Płyta ta uświadomiła mi fakt, jak niezwykłym i niedoścignionym artystą był Grześkowiak. Udało mi się poprzez Internet odszukać i zakupić jedyną jego płytę „Chłop żywemu nie przepuści”. W TVP Kultura, 8 stycznia 2009 r. emitowany był program „Śpiewnik ilustrowany – Kazimierz Grześkowiak” z 1996 roku, z którego dowiedziałem się, że Grześkowiak pisał powieść autobiograficzną „Obszczymurki”. Postanowiłem ją zakupić. Znowu niezastąpiony Internet. W Google wystukuję hasło – Kazimierz Grześkowiak „obszczymurki” i… raptem 2 linki. Jeden prowadzi do „Gwiazdozbioru polskiej piosenki”, a tam takie oto zdanie – „Był autorem niewydanej powieści Obszczymurki.”, drugi zaś doprowadził mnie tutaj. Recenzja, którą przeczytałem utwierdziła mnie w przekonaniu, że trzeba tą powieść przeczytać, tylko nie wiem w jaki sposób można tego dokonać skoro nie została przez nikogo oficjalnie wydana. Czy mogłaby mi Pani jakoś pomóc ?

  2. Pamiętam wywiad Grześkowiaka w Trójce chyba tuż przed śmiercią i wspominał o wydaniu tej książki. Szukałem nigdzie jej nie znalazłem. Czy jest szansa, że tak książka wyjdzie?Serdecznie pozdrawiam

  3. Niestety moje wysiłki spełzły na niczym. Być może jeszcze będę próbowała, może rodzina Grześkowiaka także podejmie wysiłki. Pozdrawiam serdecznie.

  4. Pani Urszulo, nie wiem jak postępują działania w sprawie „Obszczymurków”. Ale może bym mógł pomóc. Mieszkam w Ostrowie Wielkopolskim, chodzę /jeżdżę codzienni koło domu Kazia (mam prawo tak mówić, przeszlismy na per ty) – ukończyłem również III LO tzw. Jedynastolatkę. Moim staraniem (byłem wiceprzewodniczacym – przez 16 lat Komisji Nazewnictwa i kultywowania Tradycji Lokalnej Rady Miejskie) jest nadana ulica Kazimierza Grzeskowiaka (swoja drogą jest też ul Lubelska, bo i tam pozostał Kazimierz, i mój syn też tam mieszka). W ramach Festiwalu „Wszystko jest poezją” udało mi sie zaprosic z koncertem specjalnym Lubelska Federacje Bardów z Selimem, Andrzejewskim. To Piotr pokazał mi grób Kazia na Lipowej, i tam zawsze zostawiam zapalona lampkę… W przyszłym roku mamy 60-lecie naszej szkoły, Chcę aby posadowiona była tablica przed szkołą, bo to już 15 rocznica śmierci. A i zapewne udałoby mi sie namówić włodarzy miasta i powiatu na wydanie „Obszczymurków”. Nic nie mówię, ale… Prosze o kontakt. Pozdrawiam

  5. I co z tymi obszczymurkami? Też chętnie bym przeczytał (nabył). Pozdrawiam.

  6. Niestety, kilka razy zgłaszały się osoby, wydawałoby się poważne, które deklarowały chęć wydania „Obszczymurków”, a później okazywało się, że lekce sobie ważą prawa autorskie spadkobierczyń, żony i córki Kazimierza Grześkowiaka.Książka nadal nie została wydana,

  7. Witam, bardzo mnie inspiurują przez całe życie spostrzeżenia Grześkowiaka… (dosłownie przez całe życie jak byłem mały moja ulubiona płyta to była taka mała zielona z aniołkami…) Bardzo zalezy mi na poznaniu mentalnosci alkocholików, próbuje pomagać tym ludziom… jednak brakuje mi pełnego zrozumienia… Domyślam się że w tej książce będzie wiele na ten temat ten człowiek miał niezły wgląd a przy tym dystans… zaglądam tu od kilku lat i nadal nic… Czy może mi Pani po prostu zwyczajnie skserować książkę? ja zapłacę za ksero i dorzucę coś dla spadkowbierców od takiego egzemplarza?

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *